Forum www.polemika.fora.pl Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

RPG
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.polemika.fora.pl Strona Główna -> PBF'y / Smocza Wyspa
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Anonim97
Administrator
Administrator



Dołączył: 27 Kwi 2011
Posty: 278
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 16:02, 21 Lip 2011    Temat postu:

W związku z tym, że wyjeżdżam, żeby wam się nie nudziło przez ten okres, napiszę gm-owego posta (tak wiem, że niektórzy nie zdążyli się zapoznać z poprzednim postem).

***

Poszukiwania trwały dalej mimo 6 godzinnego marszu przez dżunglę i las. Każdy z Was był zmęczony i nie umiał się posługiwać bronią. Postanowiliście zrobić przerwę. Po odpoczynku chcieliście bliżej "zaznajomić się" ze swoi rynsztunkiem. Zaczęliście trenować. Podczas ćwiczeń ktoś z Was zauważył, że zostawiliście za sobą ślady. Obawiając się dobrze zaznajomionych ze sztuką tropienia swoich ofiar kanibali strach zmusił Was do ciągłego biegu przed siebie. Na szczęście pomyśleliście też o przechodzeniu przez strumyki i rzeczki, i o podobnych rzeczach żeby zatrzeć swoje ślady. Nagle wybiegliście na sporą polanę. Rozejrzeliście się i zobaczyliście ruiny. Szybko wyciągnęliście broń z obawy. Mimo to nie dostrzegliście żadnego ruchu. Właśnie chowaliście broń gdy wokoło ręki jednej osoby zakręcił się łańcuch. Tajemnicza persona pociągnęła za cięgno i wylądowałeś/łaś na ziemi. Na brzuch leżącej osoby wskakuje bezwzględna zabójczyni i przytyka tej osobie sztylet do gardła. Nie wyciągacie broni, ponieważ boicie się o życie ofiary. Ale od czego jest dyplomacja, czyż nie? Po rozmowie (tak ją też jak wszystko do tej pory musicie napisać) dowiadujecie się, że przed Wami stoi osoba której szukacie oraz dowiadujecie się kilka cennych informacji. Wyruszacie w drogę do centrum wyspy, czyli do świątyni. Za wami rozległ się cichy szelest. Nikt z was JESZCZE nie usłyszał go i nie usłyszy przez najbliższy czas.

***

Czyli innymi słowy to na tyle. Oczywiście musicie opisać Waszą wędrówkę, wasze przemyślenia, uczucia itp. I coś na czas mojej nieobecności (obecny będę dopiero 10 września). Co do wyprawy do świątyni proszę nie pisać zbyt długich postów, lepiej napisać więcej, ale krótszych.


Zlikwidowałem powtórzenia.

Seth.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Anonim97 dnia Czw 16:05, 21 Lip 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Seth
Administrator
Administrator



Dołączył: 11 Mar 2011
Posty: 1440
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: most bez klamek w mieście Wenecja
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 20:35, 23 Lip 2011    Temat postu:

Seth obudził się, po czym ujrzał przy swoim ramieniu młot, na którego rękojeści było wygrawerowane jakieś słowo. <i>Mjöllnir.</i> Odczytał chłopak w myślach. Znał legendę legendarnego młota, lecz wątpił, iż jest to prawdą. Zgodnie z słowami sześciu smoków, przyjął podarunek. Wstał i wyszedł z jaskini.
Jedna z dziewcząt już bawiła się swoim łukiem, kołczanem i strzałami. Chłopak nie zwrócił na nią uwagi nawet, gdy przeklęła. Zajęty był czymś innym. Zastanawiał się, co powinien on <u>sam</u> zrobić.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sophie
Dyskutant
Dyskutant



Dołączył: 07 Maj 2011
Posty: 515
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 20:15, 18 Wrz 2011    Temat postu:

Hałas się zbliżał i to wyraźnie. Trzaskające gałęzie, głośne oddechy, pluski... Kilka osób biegło gorączkowo w jej stronę. Jakby coś gonili… Albo coś goniło ich. Przekręciła się lekko, wpatrując się uważnie w gęstwinę. Byli już blisko. Zacisnęła dłoń na rękojeści noża. Nie miała pojęcia co się zbliża, ani w jakim celu. Prześladowcy już dawno dali sobie spokój z poszukiwaniem jej. Uznano, że nie dałaby sobie tutaj rady... To nie mogą być oni. Stanowczo stwierdziła w myślach. Więc co? Czemu?...
Po jakimś czasie na polanę przed ruinami wypadła grupa osób. Byli uzbrojeni i właśnie pośpiesznie wyjmowali broń. Emma szybko rozpoznała, że jeszcze nie są do końca obyci ze swoim sprzętem. Świetnie... Więc będzie to prostsze. Ale skąd wzięli tą broń? Przez cały mój pobyt udało mi się wykraść tylko nóż i łańcuch i to przy panicznej ucieczce.
Kilka dziewcząt i dwóch chłopaków. Jeden z ciemnymi, krótkimi włosami stał najbliżej jej drzewa, właściwie leżała dokładnie nad nim. Gdy tylko grupka się rozluźniła, zaczęli chować broń. Podeszli kilka kroków bliżej ruin. Doskonały moment. Bezszelestnie zsunęła się z drzewa. Tylko ten chłopak nadal stał w tym samym miejscu. Wpatrywał się uważnie w upadła wioskę, jakby próbował coś wydedukować. Jego błąd, że nie patrzył do tyłu.
Jednym, szybkim ruchem zacisnęła łańcuch na trzonku jego młota. Silne szarpnięcie i młot poleciał w gęstwinę, pociągając chłopaka, który wylądował na plecach. Bez broni. Jednym skokiem znalazła się na jego piersi. I przycisnęła mu nóż do gardła. Pozostałe osoby zaalarmowane hałasem odwróciły się w jej stronę. Ktoś krzyknął zduszonym głosem. Chyba ten drugi chłopak.
Szybko omiotła ich wzrokiem. Nie dobywali broni. Wiedziała, że są z nią nie obyci! Nie wyrobili sobie nawyku i strach mógł ich sparaliżować. Spojrzała szybko na chłopaka. Ciemne, głębokie oczy wpatrywały się w nią bez strachu, wręcz bezczelnie i prowokująco. To ją tylko rozzłościło.
-Un mouvement, et le garçon meurt.- Warknęła. Teraz w oczach ludzi pojawiło się zwątpienie. Tylko jedna dziewczyna patrzyła obojętnie.No jasne!- Parlez-vous français?-Jedna dziewczyna otworzyła usta, jakby chciała coś powiedzieć, po czym je zamknęła.
- Je parle français. Allez-y, tuez-le. Un idiot de moins - odpowiedziała jej inna. Emma wyszczerzyła się do niej upiornie.
Dziewczyna wyciągnęła swoje sierpy. Mierzyły się wzrokiem przez chwilę, najwyraźniej zastanawiając się, jak uniknąć ataku drugiej. Mogę posłużyć się chłopakiem, jak tarczą...
Ponownie spojrzała na chłopaka pod sobą. Uśmiechał się lekko. Emma nie mogła uwierzyć własnym oczom! Albo był szalony, albo bardzo pewny siebie. A może i jedno i drugie.
Przyglądała się dziewczynie, kiedy ta rozpoczęła swoją gadkę. W ogóle jej nie słuchała. Oceniała przeciwnika, bo obca wyrwała do przodu z tymi swoimi sierpami. Ten akcent... Znałała go, jakby z dawnego życia... Ale teraz obchodziło ją coś innego.
-Mówię płynie po angielsku. - Odpowiedziała jej takim samym tonem, jakby mówiła do dziecka ułomego.- Za to ty mogłabyć popracować nad wymową końcówek po francusku.
Zdmuchnęła włosy, które spadły jej na twarz. Reszta grupki nadał stała za Lizbeth, jak skamieniała.
-Kim jesteście? I co tutaj robicie?- Byli niegroźni. To wiedziała. Poza oczywiście Lizbeth, ale to nic. Sposobał jej się jej tupet. Reszta to banda wygłodniałych i przemęczonych nastolatków, które prawdopodobnie uciekły, jak ona... Właściwie to było jedynym wytłumaczeniem, czemu się ty znaleźli.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Sophie dnia Wto 21:00, 27 Wrz 2011, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Braque
VIP
VIP



Dołączył: 18 Cze 2011
Posty: 460
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 20:34, 24 Wrz 2011    Temat postu:

Lizbeth wytężyła słuch. Zdawało jej się, że słyszy jakieś ciche trzaski, nie pochodzące spod butów jej towarzyszy. Odgarnęła włosy za ucho i zaczęła nasłuchiwać, nadal nie przerywając marszu. Po krótkiej chwili wyczekiwania, potrząsnęła lekko głową, a jej brudne, uwalane gałęziami i liśćmi, rude włosy zaczęły delikatnie podskakiwać.
Jesteś przewrażliwiona, Lizbeth, skarciła się w myślach. Zresztą, jeśli ktokolwiek Was zaatakuje, podrzucisz mu, albo im, któregoś z tych idiotów, którzy z Tobą idą, i zwiejesz. Tym razem pokiwała głową, uśmiechając się do siebie, jakby przebiegle, a zarazem trochę dziecinnie.
Oparła się plecami o jakieś ruiny, których powierzchnia była chropowata, przez co również dość nieprzyjemna w dotyku. Osunęła się powoli na ziemię. Podciągnęła kolana pod brodę i objęła zmarznięte i lekko zesztywniałe nogi obolałymi rękami. Jednocześnie odchyliła głowę do tyłu, opierając ją o pień, i przymknęła zaczerwienione oczy. Zaraz jednak je otworzyła, słysząc hałas. Podniosła się gwałtownie, choć sprawiło jej to niemały problem. Zignorowała zawroty głowy i uniosła wzrok. Ujrzała jakąś obcą dziewczynę, zapewne dzikuskę, jak sądziła. Groziła ona temu chłopakowi, którego Lizbeth kojarzyła z jaskini - w myślach nazywała go "Pan-słuchajcie-mnie-bo-jestem-najmądrzejszy". Może i to dziecinne, ale od razu znielubiła go, choć wypowiedział tylko jedno krótkie zdanie.
Cofnęła się gwałtownie do tyłu, chcąc znaleźć się jak najdalej od intruza.
- Je parle français. - odparła z tym swoim wyraźnym brytyjskim akcentem. Była z niego dumna, chociaż wielu ludzi się z niego śmiało. Pomyślała, że jest lepszy, niż ten amerykański bełkot. - Allez-y, tuez-le. Un idiot de moins. - parsknęła chrapliwym śmiechem, który mógł wywoływać dreszcze. Gdy do tego doszedł jeszcze dziki wzrok, rozczapierzone palce i zakrzepła krew, która kilka godzin temu spływała po jej rękach, naprawdę mogła niektórych napawać przerażeniem.
Automatycznie wyjęła zza paska sierpy, nie przejmując się bezpieczeństwem chłopaka. Ścisnęła kurczowo ich rękojeści i wbiła spojrzenie w dziewczynę.
- Jestem Lizbeth. - powiedziała powoli, akcentując każdą pojedynczą literę, z której składało się jej imię, jakby 'dzikuska' mogła jej nie zrozumieć. - A to... - omiotła znużonym wzrokiem pozostałych. - ...jest reszta.
Mimo, że wcześniej się cofnęła, teraz zrobiła kilka pewnych kroków do przodu. Przekrzywiła głowę i rozchyliła lekko usta.
- Stoimy. - prychnęła, nie była ani trochę wystraszona. - I się zastanawiamy, czego od nas chcesz. Bo jeśli nie masz na nazwisko Bray, to, szczerze mówiąc, zapewne niewiele nas obchodzisz. - wzruszyła obojętnie ramionami. Śmieszyła ją ta cała sytuacja. - Wybacz. Przykra rzeczywistość.
Skrzyżowała ręce na piersi, rozejrzała się pospiesznie, chcąc ocenić, jak daleko miałaby biec, by schować się między drzewami. Gdyby dziewczyna się zdenerwowała i zaatakowała, wystarczyłoby uskoczyć w tamtą stronę, by się schować, i po prostu pędzić przed siebie...
Potrząsnęła głową. Czekała.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Braque dnia Sob 23:27, 24 Wrz 2011, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Canny
Grafik
Grafik



Dołączył: 03 Maj 2011
Posty: 827
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 21:08, 20 Paź 2011    Temat postu:

Brzęk hałasującej broni towarzyszy był Melissie całkiem obcy. Nigdy wcześniej nie podążała wraz z tak uzbrojoną grupą. Nie czuła się swobodnie z kołczanem zaczepionym przy jej boku i łukiem przewieszonym przez ramię. Była to dla niej nowość. Dodatkowo dziewczyna powoli opadała z sił. Owszem, była dość wysportowana i miałą niezłą kondycję, ale podróżowali już bardzo długo, powoli nie dawała rady, a dodatkowo jeszcze niedawno straciła przytomność.
W końcu dotarli na polanę. Wydarzenia, które się tam działy miały miejsce niespodziewanie szybko. W jednej chwili jakaś obca osoba powaliła jednego z ich licznej grupy na ziemię. Nie zdążyła jeszcze pojąć, o co dokładnie chodzi, ale podejrzewała, że dziewczyna, którą właśnie spotkali nie jest zwykłą, przypadkową osobą.
Mel postanowiła wtopić się w tłum, nie chciała zwracać na siebie uwagi. Była zbyt wykończona, żeby jeszcze teraz narobić sobie kłopotu i stanąć czołem z ową dziewczyną, która owszem, sprawiała wrażenie groźnej, ale stwierdziła, że to tylko pewnie zwykła maska, a sztuczka udała jej się tylko dzięki elementowi zaskoczenia.
Prychnęła pod nosem tak, żeby nikt nie słyszał i pozwoliła reszcie rozwiązać swoje problemy, bo ona miała już tego wszytskiego po uszy.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Canny dnia Czw 21:30, 20 Paź 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Anonim97
Administrator
Administrator



Dołączył: 27 Kwi 2011
Posty: 278
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 12:05, 21 Paź 2011    Temat postu:

Hunter szedł przez las razem z drużyną. Szli razem przez jakiś czas. Miał zamiar z kimś porozmawiać, ale nikt na to nie miał ochoty. Po chwili jedna z dziewczyn wyraźnie się oddzieliła się od drużyny. Skakała, wspinała się po drzewach, biegała i wygłupiała się na różne sposoby. To pewnie Liz. Biedaczka tyle czasu spędziła w tamtych lochach... Niech się wyszaleje. pomyślał. Szli długi czas. W końcu zaczęli zwalniać. Lizbeth była coraz dalej z przodu, a on podobnie jak inni zaczęli się wlec. Kiedy wreszcie "dogonili" Liz (w rzeczywistości dziewczyna się zatrzymała i czekała na nich) wszyscy usiedli pod drzewami ze zmęczenia. Po kilku minutach odpoczynku George wyciągnął swój łuk. Przyjrzał mu dokładniej. Cięciwa została zrobiona z jedwabiu, a pozostała część z drewna wierzbowego. Wyciągnął pierwszą strzałę i namierzył najbliższe drzewo. Naciągnął strzałę na cięciwę i ją puścił. Strzała chybiła celu. Trenował tak jeszcze przez jakiś czas. Co minutę szło mu coraz lepiej. W końcu pierwsza strzała trafiła w cel.
- Tak! Udało mi się! - krzyknął i zaczął skakać ze szczęścia.
Nagle usłyszał czyjś głos:
- Zwijajcie się. Zostawiliśmy wiele śladów
No nie. Zapomnieliśmy o zacieraniu śladów. Głupek. - skarcił się w myślach, po czym zebrał wszystkie strzały i pobiegł za drużyną. Po chwili ich dogonił. Myśl o kanibalach dodawała mu skrzydeł. Po pewnym czasie biegu wyszli na jakąś łąkę. Rozejrzał się dookoła. Zobaczył ruiny.
Wioska! - pomyślał, po czym wyciągnął broń.
Wyciągnął broń. Przecież te ohydne stwory mogą być gdzieś w pobliżu – pomyślał. Stał tak obracając się na pięcie we wszystkie strony. Kiedy miał już chować łuk na dłoni Setha zawiązał się łańcuch. W tej samej chwili jakaś dziewczyna zeskoczyła z drzewa i wylądowała naprzeciw nich. Napastniczka pociągnęła za łańcuch i rzuciła na ziemię drugiego chłopaka. Przyłożyła mu nóż do gardła i powiedziała:
-Un mouvement, et le garçon meurt. – I po chwili dodała - Parlez-vous français? –
Jaka szkoda, że nie uważałem na francuskim. – pomyślał. Po chwili Liz odpowiedziała tajemniczej dziewczynie.
- Je parle français. Allez-y, tuez-le. Un idiot de moins
-Mówię płynie po angielsku. Za to ty mogłabyś popracować nad wymową końcówek po francusku. Kim jesteście? I co tutaj robicie? – zabrzmiała odpowiedź.
- Jestem Lizbeth. A to... jest reszta. Stoimy. I się zastanawiamy, czego od nas chcesz. Bo jeśli nie masz na nazwisko Bray, to, szczerze mówiąc, zapewne niewiele nas obchodzisz. Wybacz. Przykra rzeczywistość. – brzmiał dialog.
George ciągle celował w głowę obcej dziewczyny. Pamiętał jak ostatnio strzelał. Podejmował ryzyko. Albo trafię Jej w głowę, albo trafię Jemu w głowę – myślał. Z czoła spłynęła mu kropla potu. Miał właśnie puścić cięciwę, gdy obca dziewczyna rzekła:
- Tak, mam na nazwisko Bray. – brzmiała odpowiedź. Następnie nie odwracając się do Huntera kontynuowała - A Ty chłopczyku odłóż swój śmieszny łuk, albo poderżnę mu i Wam gardło.
Chłopak opuścił łuk, ale nadal nie zdjął strzały z cięciwy. Zdziwił się bardzo, że dziewczyna nie odwracając się w Jego kierunku doskonale wiedziała co on robi.
- Może wszyscy odłożymy broń, a Ty Emmo puść Setha. Taka atmosfera nie sprzyja rozmowom, tym bardziej, że mieliśmy za zadanie Cię odnaleźć i pójść do jakiejś Świątyni. Znasz może drogę? – powiedział.
W tej chwili stało się to czego się najbardziej obawiał. Z ruin przed nimi wyszła spora armia, licząca około 50 kanibali.
- Do jasnej cholery! Co jeszcze się tutaj wydarzy? – wrzasnął na cały głos.
W tej samej chwili za ich plecami wyskoczyły jeszcze dwie osoby. Hunter z wrażenia puścił cięciwe, a strzała wbiła się w głowę jednego z kanibali. Ja to mam szczęście. – pomyślał, uśmiechnął się i nałożył kolejną strzałę na łuk.

***

W ten sposób do naszej drużyny dołączyły Ebi i Jagoda. Na obecną chwilę nasza drużyna liczy 6 członków (8 jeśli liczyć Setha, który zrezygnował z niewiadomego nikomu powodu, oraz Arwenę, która od długiego czasu na forum nie wchodzi). Nikt nie trenował (oprócz mnie), więc nikomu nie może iść za dobrze. Powodzenia w walce!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Canny
Grafik
Grafik



Dołączył: 03 Maj 2011
Posty: 827
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 13:10, 21 Paź 2011    Temat postu:

Melissa wciąż zaciskała rękę na łuku. Dzisiaj pierwszy raz miała taką broń w ręku, więc nawet nie liczyła na szczęście, ostatnim razem, jak chciała wypuścić strzałę, to skaleczyłą się cięciwą i z pewnością nie chciała powtarzać tego błędu.
Dziewczyna, którą podejrzewała o bycie TĄ, której szukali odpowiedziała im:
- Tak, mam na nazwisko Bray.
Wiedziałam - uśmiechnęła się z satysfakcją Mel. Zaczęła gładzić palcem idealnie wyszlifowane drewno, z któego był zrobiony jej łuk.
- A Ty chłopczyku odłóż swój śmieszny łuk, albo poderżnę mu i Wam gardło. - dodała Emma.
Brunetka zaśmiała się pod nosem. No cóż, nie każdy umie się opanować - pomyślawszy to prychnęła pod nosem. Zerknęła z ukosa na chłopaka, o któym przed chwila była mowa. Jej uwagę przyciągnęła broń. Była bardzo podoba do jej własnej, jednakże jej łuk miał starannie wygięte końce, wykończone srebrem.
- Może wszyscy odłożymy broń, a Ty Emmo puść Setha. Taka atmosfera nie sprzyja rozmowom, tym bardziej, że mieliśmy za zadanie Cię odnaleźć i pójść do jakiejś Świątyni. Znasz może drogę? - spytał chłopak.
Wtedy Melissa usłyszała za sobą głośnie brzęknięcie, a potem dźwięk odsuwanego głazu. Wiedziałą, że coś jest nie tak, grupa nagle odwróciła wzrok na coś, co było za nią, a ona nim się zorientowała usłyszała, jak chłopak się wydarł, tak głośno, że aż jej w uszach zabrzęczało.
- Do jasnej cholery! Co jeszcze się tutaj wydarzy?
- Pół grupy ogłuchnie, jak się będziesz tak wydzierał... - odwrzasnęła do niego zirytowana.
Dopiero teraz się odwróciłą, żeby sprawdzić, o co chodzi. Stęknęła widząc tak liczną grupę kanibali.
- Chyba mają przewagę liczebną. - na jej ustach pojawił się grymas niezadowolenia.
Gdy ludożercy zeszli ze schodów od razu rzucili sie biegiem na grupę. Mel odruchowo zdjęła łuk z ramienia i naciągnęłą strzałę na cięciwę. Wycelowała w najbliższego, biegnącego na nią człowieka. Wypuściła.
Za słabo.
Strzała wbiła się w ziemię tuż przed nim. Wyjęła kolejną z kołczanu i wycelowała. Tym razem nieco wyżej i mocniej. Pod wpływem odrzucenia cięciwy znowu na jej ręce pojawiłą sie długa, czerwona pręga. Jęknęła. Strzała poleciała na bok, a napastnik był coraz bliżej. Naciągnęła po raz kolejny. Do trzech razy sztuka. - pomyślała. Zamknęła oczy i odliczyła do trzech. Wypuściła. Usłyszała wrzask bólu.Trafiła... Z niedowierzeniem otworzyła oczy. Kanibal kurczowo trzymał się za udo. Musiała go trafić.
- No widzisz, jak to się kończy? Lepiej się do mnie nie zbliżaj... Ehę! - pokiwała teatralnie głową.
W tym samym momencie jakis inny potwór-ludożerca odepchnął go na bok i uśmiechnął sie do niej łobuzersko.
No pięknie - pomyślała. Postanowiła zawrócić. Zaczęła uciekać w przeciwną stronę, ale drogę zagrodził jej inny osobnik. To samo po bokach. Była otoczona.
- Wiecie co? Jak chcecie jakiś obiad, to ja chętnie mogę wam upolować jakiegoś króliczka w lesie... Umowa stoi? - jęknęła śmiertelnie przerażona.
Zacisnęła mocniej palce na łuku, ale wiedziała, że na to za późno. Stali za blisko.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jagoda
Rozmówca
Rozmówca



Dołączył: 26 Lip 2011
Posty: 60
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 20:45, 22 Paź 2011    Temat postu:

Carol stała z Bliss, obserwując co się dzieje na łące. Wrogowie nadchodzili. Evans wyciągnęła miecz z pochwy, wychodząc na przód. Była zła w władaniu mieczem, i teraz sobie nie radziła. Zawołała Bliss żeby jej pomogła. Zabiły może z 3 kanibali, gdy zauważyły że są otoczone. Przybliżyły się do siebie plecami.
-Bliss, albo teraz, albo nigdy.
Zaczęły walczyć na śmierć i życie. Jedna głowa, jedna ręka. Ale to nie pomagało. Ich było setki, a one dwie. Widziała że dalej stała Melissa, również w okręgu ludożernych. Znała ich wszystkich, ponieważ razem z Bliss śledziły ich aż do teraz. I wyszły w złym momencie. Wiedziały że nie przeżyją, gdy nagle wszystkie głowy kanibali zwróciły się w stronę Melissy, która teraz patrzyła na nie błagalnie. Bliss pierwsza się ruszyła. Zaczęły ciąć, wbijać i Bóg wie co robić z ich mieczami. Jakoś się tak stało, że znalazły się w lesie, z dala od kanibali. Teraz widziały wszystko wyraźnie. Wszyscy, prawie wszyscy byli otoczeni. Ale jeden z chłopaków walczył dzielnie. Był to Hunter. Okazało się, że wrogowie nie patrzyli na Mel, lecz na niego.
-Fuu!!!-krzyknęła Carol.
I tak zdradziła swoją obecność mięsożernym. Dlaczego ja się boje krwi! Zaczęła uciekać, aby zmylić wrogów. Gdy zauważyła, że nie wiedzieli gdzie są, wspięła się na drzewo i obserwowała jak Hunter zabija 5 następnych kanibali, a pozostali trzej uciekają. I tak zakończyła się walka. Carol zeszła z drzewa, i podeszła do rozproszonej gromadki osób.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Jagoda dnia Nie 17:26, 23 Paź 2011, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Canny
Grafik
Grafik



Dołączył: 03 Maj 2011
Posty: 827
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 23:08, 22 Paź 2011    Temat postu:

- I co się tak gapicie? Nie chcecie, żebym wam zajączka upolowała? - powiedziała Melissa pod nosem, prawie bezgłośnie.
No dobra, too... Poczekajcie, aż coś wymyślę - dodała w myślach. Zaczęła się rozgladać dookoła siebie. Niedaleko spostrzegła także dwie inne dziewczyny z grupy. No jasne, lepiej działać we dwójkę, nie? Samemu się nie ma odwagi... No ale skoro tak, to może i ja się zabawię - zaśmiała sie pod nosem. Kiedy jedna z dziewczyn się na nią spojrzała, wydęła usta i wywróciła teatralnie oczami, aby dziewczyna podeszła. Musiała mieć chwilę na odejście, żeby zestrzelać ich z odelgłości. W tej jednak chwili przypomniała sobie o sztyletach ukrytych w plecaku. To był ten moment. Mogła go wykorzystać, dziewczyna podeszła do niej, zaczęła wymachiwać mieczem, dość niezręcznie - z tego, co widziała Mel, aczkolwiek kanibale nie mieli nawet noża kuchennego, czy nożyczek, to jakie mieli szanse ze wściekłą nastolatką wymachującą mieczem na wszystkie strony? Odebiagła kilka metrów na bok. Wyjęła sztylety. No cóż, może one lepiej mi posłużą, jak na razie, niż łuk? Zacisnęła oba w ręce i z furią podpiegła do najbliższego ludożercy. Rozpoznawała ich z łatwością, większość z nich była, niegrzecznie mówiąc - stara. Za to wszyscy mieli jednakowy, dziwny odcień skóry. Tak to jest, kiedy zapełnia się brzuch homo sapiensami - pomyślała i zaśmiała się z własnego żartu.
Kolejni dwaj ludożercy sie zbliżali. Mel poczuła się nieco pewniej.
- Naprawdę myślicie, że dacie mi radę mając do dyspozycji te kluchy? - wskazała na ich odrapane, pobrudzone krwią ręce. Przeciwnicy przypominali jej zombie. Ciekawe, czy są równie wolni? - przeszło jej przez myśl, chociaż szybko w to zwątpiła.
Podbiegła do pierwszego z nich i z impetem wbiła mu ostrze w klatkę piersiową, na co tamten wydał z siebie zduszony, ochrypły, bliżej nieokreślony dźwięk. Nie czekając ani chwili zamachnęła sie i podcięła gardło drugiemu.
Kto by pomyślał? Może nawet mogłabym zostać ninja, hę?
W tej samej chwili ktoś złapał ją za szyję wyrywając z rąk broń. Zaczęła klnąć i wyrywać się z całych sił, jednak napastnik miał żelazny uścisk. Nie trwało to długo, bo sekundę później uścisk zelżał, a kanibal opadł na ziemię, a za nim pojawiła się uśmiechnięta twarz brązowowłosej nastolatki.
Kiwnęła głową wskazując kierunek i odeszła tam, gdzie wskazała. Melissa podążyła za nią. Znlazły się w lesie, tam gdzie reszta. Ostatnich przeciwników pokonywał właśnie chłopak, którego kilkadziesiąt minut wcześniej okrzyczała, bo za głośno się bulwersował. Gdy wreszcie sie z nimi uporał ta dziewczyna, co wcześniej robiła za przynętę zeskoczyła z najbliższego drzewa i podeszła do nich.
- Dziwne, pomimo wszystko wydawało mi się, że było ich więcej... - palnęła Mel. Tak szybko miałaby się ta walka skończyć? ZA MAŁO atrakcji, jak na jeden dzień!
W tym samym momencie ktoś z grupy krzyknął. Z pobliskich ruin, ułożonych na wzgórzu, które z tego miejsca były idealnie widoczne wyszła kolejna grupa ludożerców, lecz Melissie wydawało sie, że była jeszcze większa, niż poprzednia...


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Canny dnia Sob 23:10, 22 Paź 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jagoda
Rozmówca
Rozmówca



Dołączył: 26 Lip 2011
Posty: 60
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 17:39, 23 Paź 2011    Temat postu:

Carol stała przed normalnymi, lecz nagle wszystkie głowy zwróciły się w stronę ruin. Cholera! Już mam dosyć... Wszyscy ruszyli gromadą na spotkanie z kanibalami. Teraz Evans wiedziała że nie ma wymachiwać nożem, gdyż przypomniała sobie pewną grę z dzieciństwa. Gdy kanibale podchodzili bliżej, Carol wyszła jako pierwsza z gromady i podchodziła bliżej ludojadów. Pewnie Ci z tyłu myślą sobie, że jestem świrnięta. Szybko zauważyła, że "zombie" byli ustawieni równo. Szli równo. Evans pobiegła do jednego końca i zaczęła biec trzymając miecz na wysokości swojej szyi. Gdy dotarła do drugiego końca, zauważyła że udało jej się pokonać pierwszy rząd. Ci, których zabiła leżeli na ziemi z poderzniętymi gardłami. Wszyscy dzielnie walczyli. Carol wyciągnęła miecz przed siebie i wbiegła w tłum kanibali. Czuła na sobie krew, ale cały czas biegła, i biegła. Czuła ocierające się o nią ciała i ręce, próbujące ją złapać. Dziwiła się, że kanibali jest tak dużo, aż w końcu wybiegła. Odwróciła się i zobaczyła cała armię. Spojrzała na siebie z obrzydzeniem - była cała w krwi. Nie chciała uciekać, więc z powrotem weszła w tłum kanibali. W pewnym momencie ustała i zaczęła kręcić się w kółko. I w ten sposób żaden ludojad jej nie dotykał.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ebi
Rozmówca
Rozmówca



Dołączył: 21 Wrz 2011
Posty: 79
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 20:18, 24 Paź 2011    Temat postu:

Bliss znalazła sztylet. Wypadł on jednemu kanibalowi, a że ona nie miała żadnej broni, no to go wzięła. Będzie potrzebny do walki.
Chciałaby, żeby to się już skończyło, żeby mogła odpocząć i się przespać.
Nie umiała się posługiwać bronią, więc często chybiła, trafiała nie tam, gdzie miała, albo dźgała siebie. Najczęściej to ostatnie. Musi kiedyś poćwiczyć.
Bliss bała się ich. Nigdy nie myślała, że są tacy obrzydliwi. Wszędzie była krew.
O cholera... Moje ubranie! Czym ja się martwię?!
Była zła. Zła na wszystko. Po co ona tu przyjechała!
Wyciągnęła sztylet i walczyła teraz ze zdwojoną siłą. Nagle spojrzała w lewo i stanęła. Kot! Jej! Ebi!
Ludożercy zobaczyli kota.
- Niee!
Biegła do niego ile sił w nogach. Ale kanibale byli szybsi. Łzy leciały jej strumieniami.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Braque
VIP
VIP



Dołączył: 18 Cze 2011
Posty: 460
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 11:07, 25 Paź 2011    Temat postu:

/Tasiemiec, przepraszam! :C
Wątpię, by komukolwiek chciało się to czytać, no ale...


Lizbeth nie musiała tracić czasu na wyciąganie broni, gdyż wyjęła ją już wcześniej, przy rozmowie z 'tą całą Bray'. Nie miała jednak zamiaru walczyć, dopóki ktoś jej nie zaatakuje. Co tu dużo mówić - miała odrobinę rozumu w głowie i nie ustawiała się w kolejce do kanibali. Uskoczyła więc w bok i schowała się za jedną z ruin. Oparła się plecami o niewielką ścianę i zsunęła się w dół, by tak trwać w pozycji klęczącej. Kurczowo ściskała rękojeści sierpów, by w razie zagrożenia móc nimi zaatakować, lub by po prostu któryś z ludożerców nie próbował jej ich pozbawić.
Czujnie się wsłuchiwała w odgłosy walczących. Na początku była to tylko chaotyczna mieszanina wrzasków, odgłosów stykających się broni, trzaskających gałęzi i szumu drzew, z której nic nie dało się wyodrębnić. Jednak po dłuższej chwili Lizbeth już wyraźnie rozróżniała odgłosy kroków kanibali, ich sapnięcia, czy krzyki. Były bardziej nieludzkie od dźwięków wydawanych przez jej towarzyszy.
Powoli, nie chcąc ryzykować życia, wychyliła się zza ruiny. Niedaleko niej przebiegała niewielka, zaledwie czteroosobowa grupka 'potworów'. Dziewczyna pospiesznie z powrotem się schowała, czując, jak jej serce zaczyna coraz szybciej bić. Mimo ogólnego hałasu, miała wrażenie, że przyspieszony oddech ją zdradzi. Drgnęła, gdy niecały metr od niej przebiegła jakaś osoba. Mimo, że zazwyczaj była odważna, żądna krwi i nieco psychiczna, w takim momencie jak ten, obawiała się o swoje życie, którego nigdy przedtem nie szanowała. No cóż, większość ludzi, nawet ci najodważniejsi, w tej chwili by się bało. Ledwo zdusiła krzyk, gdy przebiegły obok niej jeszcze dwie osoby. Skuliła się w miejscu i pewnie dlatego jej nie zauważyli. Odetchnęła głośno. Pewnie zbyt głośno, bo zaledwie dwie czy trzy sekundy po tym, dokładnie naprzeciwko siebie ujrzała wpatrujące się w nią czarne oczy. Zaraz potem zobaczyła poruszające się lekko usta, które powoli się rozwierały i wydobył się z nich dziki syk, który powoli przeradzał się w ryk.
Lizbeth kompletnie nie wiedziała, co robi. Wyciągnęła sierpy lekko przed siebie i rzuciła się naprzód, dokładnie na tego kanibala. Przekoziołkowali do tyłu (jego tyłu, tak) i poczuła, jak uderzają w kolejną ruinę. Ona głową, on plecami. Gwałtownie wyrwała się z zakleszczających się objęć mężczyzny i zamachnęła się szybko jednym z sierpów. Trafiła w brzuch. Niemalże słyszała, jak ostrze rozrywa jego skórę i była pewna, że poczuła zapach krwi. Wróg jednak praktycznie na tym nie ucierpiał – albo był przyzwyczajony do bólu, albo nie drasnęła go tak głęboko, jak jej się wydawało. Rzucił się na nią, jednak zdążyła uskoczyć w bok. Podrzuciła sierpy i ponownie je złapała. Nie, nie chciała się popisywać, ani nic w tym stylu, po prostu musiała wygodniej złapać swoją broń, a na niezdarne poprawianie jej nie było czasu. Trzymała ją do góry nogami, końcówkami ostrz kierując w kanibala. Rzuciła się na niego i zanim zdążył uskoczyć, wbiła mu je w brzuch. Lekko przechyliła, pchnęła i… tak! Wepchnęła je po samą rękojeść, tak, że malutkie końcówki jej ukochanych broni wystawały trochę wyżej. Usłyszała jęk i poczuła, jak jej ofiara (tak nazywała teraz ludożercę) prychnął jej krwią w twarz. Roześmiała się głośno i chrapliwie, wręcz szaleńczo. Wszystko w niej buzowało, można by wręcz stwierdzić, że ta cała sytuacja ją… podniecała? Tak, to dobre słowo. Szarpnęła się i niezdarnym kopniakiem posłała mężczyznę do tyłu, wyrywając mu spory płat skóry z brzucha. Skóry, mięsa… żołądek! Kopnęła go, słysząc, jak chlupocze i widząc, jak zostawia po sobie ślad krwi, taką niewielką ścieżkę. Nie mogła już się powstrzymać i zaczęła się naprawdę, naprawdę głośno śmiać. Pewnie właśnie dlatego nie usłyszała dwóch zbliżających się napastników. Nie poczuła ataku, po prostu usłyszała niby-huk, gdy oberwała czymś mocnym i zapewne żelaznym, w plecy. Opadła na ziemię, dokładnie na ciało umierającego mężczyzny. Wrzasnęła z wściekłością. Spróbowała szybko się podnieść, obkręcić na plecy, jednak ból zagłuszył wszystko, miała wrażenie, że to on teraz jest panem jej ciała. Udało jej się tylko przekręcić na bok, jednak zaraz tego pożałowała – otrzymała solidne kopniaki w brzuch. Poczuła metaliczny posmak krwi i zaczęła klnąć w myślach, zastanawiając się, czemu od razu jej nie zabiją. Może nie mają odpowiedniej broni? Nie, mogliby mi przyłożyć tym metalowym gównem w łeb, to by załatwiło sprawę…
Poczuła jak ktoś chwyta ją za włosy i mocno za nie szarpie, tym samym chcąc podnieść ją do góry. Zamachnęła się dziko rękami, z irytacją stwierdzając, że sierpy musiały jej wypaść. Unieśli ją. Stała chwiejnie na chudych, odsłoniętych nogach i… płakała. Nie płakała dlatego, że się bała śmierci, tylko dlatego, że chciała, by ta śmierć w końcu przyszła. Kanibale jednak nie zachowywali się tak, jakby chcieli się jej pozbyć. W każdym razie nie teraz.
Umilkli. Myślała, że ją zostawili w spokoju. Ale nie, przecież nie stałaby o własnych siłach, uderzenie i kopniaki były zbyt mocne. Już miała unieść do góry bezwiednie opuszczoną głowę, gdy zaczęła mieć wrażenie, że skóra na zewnętrznej stronie jej prawego uda się pali. Nie, nie pali. Została zalana jej własną gorącą krwią. Wbili jej nóż w nogę, pociągając do dołu i tym samym rozrywając skórę i sprawiając dziewczynie coraz większy ból. Nie miała siły wstać, chciała tylko opaść na ziemię i spokojnie, choć boleśnie, umierać. Jednak jeden z napastników wciąż podtrzymywał ją za włosy, tym samym zmuszając ją do utrzymywania się w pionie. Mocne szarpanie przy głowie… Nie, to właśnie włosy. Coś z nimi robili… Upadła na twarz i skuliła się w miejscu, jęcząc głośno. Tak, ucięli jej te piękne rude, choć teraz trochę brudne włosy. Wcześniej sięgały do połowy pleców, teraz ledwie wystawały za szczękę. Prawdę mówiąc, ich długość nie robiła dziewczynie większej różnicy, jednak cierpiała teraz, bo oni ją upokorzyli. Pocieszeniem było, że byli tylko we dwójkę.
Otworzyła oczy i ujrzała nad sobą dwie osoby, mężczyznę i kobietę. Szeptali coś do siebie, chyba się naradzali. Umrę, roześmiała się w duchu. Zdechnę. Przesunęła zamglony wzrok na ziemię, już przymykała z powrotem oczy… zobaczyła swoje sierpy. Były na wyciągnięcie ręki. Powoli, krzywiąc się z bólu, zaczęła przesuwać się w ich stronę, nie chcąc zwrócić na siebie uwagi kanibali. Niestety – zdradził ją donośny, roznoszący się echem po lesie trzask gałęzi.
Usłyszała dwa głośne wrzaski. Doskakiwali do niej… zdążyła jednak chwycić sierpy. Znów zamachnęła się dziko. Krew trysnęła jej w twarz… Zabiła kobietę, prawie że odcięła jej głowę, sierp utknął w, mniej więcej, połowie szyi. Lizbeth wyszarpnęła go, ledwo dźwigając się na nogi. Mężczyzna ryknął wściekle, jednak w tym ryku było też słychać żal i rozpacz. Jednak Lizbeth… miała to wszystko w dupie, kolokwialnie mówiąc. Uskoczyła w bok, gdy się na nią rzucił, a w zasadzie to upadła, bo nie mogła już utrzymać się na nogach. Rzuciła sierpy i chwyciła nóż wrogów. Gdy mężczyzna opadł na nią, by zacząć się z nią kotłować, wbiła mu go w podbrzusze i mocno pociągnęła do góry, rozrywając skórę. Zwalił się na nią, jednak zepchnęła go z siebie, do wolnej ręki chwyciła sierpy i podczołgała się do pierwszego z brzegu drzewa.
Resztkami sił podciągnęła się do góry. Schowała sierpy za pas, znalazła też jakąś dużą, w miarę grubą gałąź. Mniej więcej w połowie zaczęła ją odpiłowywać nożem. Gdy już jej się to udało, znów podźwignęła się do góry i, trzymając nóż, rozglądając się niepewnie oraz podpierając się o tą nieszczęsną gałąź, ruszyła przed siebie na poszukiwanie innych ludzi z jej niewielkiej grupki.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Braque dnia Wto 11:08, 25 Paź 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Anonim97
Administrator
Administrator



Dołączył: 27 Kwi 2011
Posty: 278
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 0:14, 27 Lis 2011    Temat postu:

No cóż. Przez moją nieobecność nie kontynuowałem już dawno obiecanej fabuły. Mam nadzieję, że mi to wybaczycie, i że się nie gniewacie 8^). A więc kontynuujemy.

***

George nakładał kolejne strzały na łuk. Wiele strzałów pudłowało. Nie jest tak łatwo strzelać do ruchomego celu, będąc zestresowanym - pomyślał. Kolejna strzała spudłowała. Sięgnął do swojego kołczanu. Została mu tylko jedna strzała. Wystrzelił ją. Nie mógł gorzej wycelować. Strzała posunęła w głowę jednej ze sprzymierzonych osób. Na szczęście owa osoba schyliła się przed ciosem stojącego obok kanibala, i strzała wbiła się w stopę kolejnego kanibala, który zawył z bólu i upuścił swoją broń. Wyciągnął swój miecz, w tej samej grupa kanibali podleciała do wzgórza, a kolejna grupa kanibali wypłynęła z lasu. Hunter pociął kilka kanibali którzy go zaatakowali, i o mało nie zwymiotował na następnego kanibala, gdy mózg poleciał mu prosto w twarz. Następny kanibal poważnie ciął go w bok. Chłopak przeciął mu brzuch. Nagle usłyszał potężny krzyk. Spojrzał w niebo. Zobaczył dziwny obiekt, który zbliżał się do nich z ogromną szybkością. Na początku pomyślał, że to tylko ptak, ale potem owy obiekt stawał się coraz większy. To był... smok!
- Do cholery jasnej! (cenzura) Wszyscy chować się!!! - powiedział i schował się do lasu.
Gigantyczny smok szybował ku ziemi. Splunął gigantycznym strumieniem ognia podpalając i spalając wszystko co znalazło się w jego zasięgu. Następnie poszybował bliżej ziemi i swoimi gigantycznymi pazurami złapał kilkanaście?/kilkaset? kanibali. Wszyscy wyszli ze swoich kryjówek. Każdy odniósł jakieś rany, oraz o dziwo wszyscy przeżyli atak smoka. Nie rozmawiając długo wszyscy skierowali się w kierunku Świątyni. Po jakimś czasie ukazała im się Świątynia. Był to okrągły budynek z białego marmuru. Całość była oparta na kolumnach. Świątynia miała jedne masywne drzwi. Kiedy do nich podeszli na drzwiach pojawił się dziwne obrazki. Obrazki te ukazywały: smoka, wulkan, człowieka, płonącą wioskę, człowieka przywiązanego do słupa, oraz wioskę.

***

A więc musicie ułożyć obrazki we właściwej kolejności. Proste zadanie mam rację? Przy okazji proszę kanibali o napisanie posta. GM Anon.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Accolada
VIP
VIP



Dołączył: 16 Maj 2011
Posty: 522
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 20:27, 27 Lis 2011    Temat postu:

Dean widział wszystko jak przez mgłę. Zakręciło mu się w głowie, obrazy zlały ze sobą. Po chwili zawroty ustały, a on powrócił do oddzielania mięsa od kości udowej człowieka. Dlaczego to robię? - to była jedyna myśl, która pojawiła się w jego umyśle. Ostrość wróciła.



Głód. Burczenie w brzuchu. Gdzie oni są? Chcę jeść!



Przyszli. Cała czwórka. Gdy zobaczyli obfitość kolacji, oczy im zabłyszczały. Jeśli poszukiwani wciąż będą uciekać, luksusy się skończą – pomyślał Dean, zauważywszy reakcję pozostałych.



Uczta. Śmiechy.



Zawroty. Znów mgła. Wzrok Deana spoczął na jedynej kobiecie przy stole, rudowłosej z dzikimi oczami. Piękna!



Ból.



Spojrzenie skierowane na talerz, na którym został jeszcze kawał mięsa. Czy ja nie kroiłem człowieka?



Przerażenie. Panika.

Wymioty.

Zdziwieni towarzysze.



Mgła znika. Wszystko jest znów wyraźne i normalne. Dean podnosi się z klęczek, z powrotem siada do stołu i kontynuuje konsumpcję. Mmm, wyśmienite.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sophie
Dyskutant
Dyskutant



Dołączył: 07 Maj 2011
Posty: 515
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 22:11, 28 Lis 2011    Temat postu:

- Stoimy. I się zastanawiamy, czego od nas chcesz. –Głos dziewczyny przywrócił ją do rzeczywistości.- Bo jeśli nie masz na nazwisko Bray, to, szczerze mówiąc, zapewne niewiele nas obchodzisz. Wybacz. Przykra rzeczywistość.
Emma obrzuciła ją uważnym spojrzeniem. I w tym momencie bardziej wyczuła, niż zauważyła, że coś jest nie tak. Zamarła i zapomniała o tej bezczelnej dziewczynie. Słyszała przez moment tylko bicie własnego serca.
-Macie dzisiaj szczęście – powiedziała głośno. Zgięła lekko nogi, przygotowując się do skoku. – Ma na nazwisko Bray. Ciekawi mnie tylko skąd je znacie? Do czego jestem wam potrzebna? A może to wy niewiele mnie obchodzicie? - Spojrzała Lisbeth prosto w oczy.
- A teraz chłopczyku odłóż ten swój śmieszny łuk, albo zabiję go… -Wskazała na chłopaka leżącego pod nią.- A potem zajmę się tobą.
Skupiła swoje spojrzenie na nim. Opuścił łuk. Uśmiechnęła się diabelsko.
- Może wszyscy odłożymy broń, a Ty Emmo puść Setha. –Podniosła się i pociągnęła łańcuch, rozplątując go.- Taka atmosfera nie sprzyja rozmowom, tym bardziej, że mieliśmy za zadanie Cię odnaleźć i pójść do jakiejś Świątyni. Znasz może drogę?
Otworzyła szeroko oczy i cofnęła się o krok. Zobaczyła ich. Kilka osób rozpoznała. Widziała kątem oka, jak ten chłopak z łukiem coś krzyczy. Nie słyszała nic. Poczuła ucisk w gardle i przez moment nie mogła oddychać. Zachłystnęła się, jakby nie mogła złapać powietrza. A potem to minęło. Jedyne co czuła to wściekłość. Chęć zemsty. Przez jeden krótki moment myślała o ucieczce. Mogła się odwrócić i olać to wszystko. Nie znała tych ludzi, nie zależało jej na nich specjalnie. Ale była pewna, że teraz znów będą jej szukać. Widzieli ją, więc tak łatwo nie odpuszczą.
Wtedy się wkurzyła. Nie miała broni do walki. Najlepsza byłaby taka dalekiego zasięgu, jak łuk. Zapisała sobie w myślach, że jak zginie ktoś, kto taki łup posiada, to musi go dostać. Owinęła wokół rękojeści noża łańcuch i szybkim ruchem wyrzuciła do przodu. Jeden z kanibali uchylił się, ale trafiła w drugiego. Szybkim szarpnięciem wyrwała nóż, który trafił jej do ręki. Długo ćwiczyła tą sztuczkę.
Kątem oka zauważyła, że ktoś się do niej skrada. Nie dążyła się zasłonić, gdy dostała potężny cios w brzuch. Żółć podeszła jej do gardła. Drugi cios odparła posługując się nożem. Mężczyzna cofnął się z krzykiem. Pchnęła go nożem, a potem kopnięciem powaliła na ziemię. Przeskoczyła nad nim krzywiąc się. Pobiegła w stronę napastników. Nie sprzeda swojej skóry tak tanio i zamierzała wysłać jak najwięcej osób w zaświaty, zanim oni dopadną ją.
Reszta jej starcia polegała na unikaniu głębszych obrażeń, zadawaniu jak najwięcej ciosów nożem i próbie przeżycia. Sporo oberwała, ale nie była dłużna nikomu. Oni nie byli specjalnie wyszkoleni, bo raczej często nie zdarzały się takie sytuacje, a ona trenowała codziennie.
Na zniszczoną polanę padł jakiś wielki cień.
- Do cholery jasnej! (cenzura) Wszyscy chować się!!!
Emma z niedowierzaniem spojrzała w górę, a potem rzuciła się biegiem w zarośla. Poczuła, jak liznął ją podmuch gorąca, a wszystkie rany ją zapiekły.
O dziwo nikt nie zginął. Skrzywiła się. No i nici po broni dalekiego zasięgu.
Wszyscy ruszyli na poszukiwanie czegoś tam. Emma z ociąganiem ruszyła za nimi. Powinni się ukryć, a nie paradować po otwartym polu. A w ogóle gdzie podział się ten wielki gad?
Wkrótce doszli do jakiegoś budynku. Emma nic nie komentowała. Na drzwiach pojawiły się obrazki. Przez moment osłupiała.
- Wulkan, smok, człowiek, wioska, człowiek przywiązany do słupa, płonąca wioska-powiedziała. Słowa wyleciały z niej same. Zarumieniła się. –Tak mi się wydaje. Najpierw tak jakby ogień, czyli wulkan. Potem przypuszczalnie smoki, które powstały przed ludźmi. Ludzie zrobili wioskę i nie wiem, ale postanowili złożyć ofiarę, paląc ją, ale wioska też zajęła się ogniem.-Wyjaśniła i wzruszyła ramionami.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.polemika.fora.pl Strona Główna -> PBF'y / Smocza Wyspa Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3  Następny
Strona 2 z 3

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Emule.
Regulamin